Witam Was wraz z wpisem z serii Tu Człowiek 🙂 To nasze kolejne spotkanie z pasją, emocjami i poglądami – z ludzką twarzą. Ostatnią muzyczną rozmowę możecie znaleźć tutaj.

Mało jest kobiet tak odważnych. Szukających przygód. Śmiało podążających za tajemnicami dzikiej natury. Dziś poznacie Joannę Perlicjan. Miłośniczkę kajakarstwa, która w dniach 16-29 maja 2020 r. przepłynęła Wisłę. Urodziła się na polsko-czeskiej granicy. Chodziła po Sudetach i Karkonoszach. Śnieżkę zdobyła mając niespełna 7 lat. Ostatecznie przywędrowała do Piły.

Asia to osoba konkretna. Nie ma u niej miejsca na puste słowa, jest natomiast planowanie i działanie. Druga strona Asi to ta wrażliwa, kochająca architekturę, historię, sztukę (jak na żonę artysty malarza przystało 😉 ). Sięga po swoje marzenia, często te niestereotypowe. Kiedyś zapytana o to, co zrobiłaby, gdyby wygrała znaczną sumę pieniędzy, bez chwili zawahania odpowiedziała, że kupiłaby glebogryzarkę do prac ogrodniczych na swoim osiedlu. Taka właśnie jest Asia. Szczera, trzymająca się zasad, a jednak sięgająca nad powierzchnię, wykraczająca nieustannie poza strefę komfortu i zarażająca swoim podejściem innych. Inicjatorka. Bezczynność to jak zaprzeczenie jej natury. Szczególnym sentymentem darzy koty, w jej domu azyl znalazły już dwa.

Zapraszam na rozmowę 🙂

Z pewnością nie wszyscy wiedzą, że Twoją pasją jest kajakarstwo. A więc kajak, namiot i śpiwór to Twój drugi dom? Dlaczego? Przecież zimno, mokro i niewygodnie…

Pływanie kajakiem pojawiło się w moim życiu stosunkowo niedawno, bo jakieś dziesięć lat temu i bardzo  żałuję, że nie było mi dane  zasmakować tego dużo, dużo wcześniej. Jednak kiedy zaproponowano mi udział w pierwszym spływie, podeszłam do tego z zaciekawieniem. Rzeka w moich  oczach urosła do  odrębnego bytu, z którym albo się zaprzyjaźnię albo nic z tego nie będzie. I stało się. Przepadłam. Jednak wiem, że rzeka rządzi się swoimi prawami i jeśli tych praw nie będę respektować, to szybko odczuję to na własnej skórze. Ona nie wybacza błędów. Jeśli chodzi o namiot i śpiwór to atrybuty wielu moich  wypraw, to rzeczywiście mój drugi dom, schronienie. Właściwie od najmłodszych lat spałam pod namiotem. W ten sposób spędzałam wakacje z rodzicami,  potem były obozy harcerskie i  wyjazdy w  góry.  Trudno mi sobie wyobrazić, że można w dzieciństwie w ogóle tego nie zaznać. Dopiero w sytuacji, w której człowiek pozbawiony jest komfortu, uczy się radzenia sobie z przeciwnościami losu, w pewnym stopniu hartuje się na  kolejne lata.

W dobie konsumpcyjnego modelu życia często zapominamy o tym, że tak naprawdę niewiele nam potrzeba do egzystencji. Nie jesteśmy jedynymi mieszkańcami tej planety, że czasem musimy ustąpić, a nasz byt zależny jest od przyrody. Może to naprawdę ostatni dzwonek, aby zastanowić się nad sensem dotychczasowego życia. W pędzie do nowoczesności brakuje tej bliskości ze światem przyrody.

Uciekamy od niego, bo właśnie mokro, zimno, robaki. Przykre jest to, że nie dbamy o ekosystem. Ciągle nam się wydaje, że  to co wybetonowane do granic możliwości i gładko przycięte jest piękne. Jednak czy na pewno?

Rozumiem Twoją troskę o naturę. Ja też dzięki niej ładuję swoje życiowe akumulatory i uważam, że szacunku do niej uczyć należy już od pierwszych kroków. Jednak kiedy znajdujesz czas na swoje przyrodnicze pasje? W końcu praca na cały etat, rodzinne obowiązki, realizacja projektów. Czy na pewno Twoja doba ma także dwadzieścia cztery godziny?

Na pływanie kajakiem poświęcam najczęściej weekendy, urlop. Tak się  składa, że sezon na kajak w moim przypadku trwa dwanaście miesięcy. Staram się na swoje pasje wygospodarować czas właściwie codziennie, bo oprócz pływania kajakiem, nie rozstaję się z rowerem. Dojeżdżam nim do pracy, bez względu na aurę. Mam na swoim koncie kilka dłuższych wypraw, a do turystyki rowerowej zachęciłam również moich siostrzeńców. Byliśmy razem na Lubelszczyźnie, Mazurach, odwiedziliśmy Bornholm, objechaliśmy  rowerem okoliczne lasy i miejscowości. Doceniam to, że mieszkam tak blisko jezior, pól i łąk.

A jak to było z tą Wisłą ?

To opowiadania kolegi Jakuba sprawiły, że stała się swego rodzaju wyzwaniem, ale stwierdziłam, że Wisła jeszcze musi poczekać, bo nie jestem na nią gotowa. Do takiej wyprawy trzeba się dobrze przygotować i planowałam ją na 2022 r. Na początku maja tego roku okazało się jednak, że nasz kajakowy grafik (pływam  najczęściej w towarzystwie dwóch przesympatycznych kolegów, na których zawsze mogę liczyć) musi ulec zmianie z powodu epidemii koronawirusa. Mieliśmy wybrać się na Ukrainę, jednak stało się to niemożliwe. Kolega Tomasz rzucił, to może Wisła. Łatwo powiedzieć, ale jak to zrobić. Zaczęłam od lektury przewodnika po Wiśle autorstwa Marka Kamińskiego, który od pewnego czasu leżał na mojej szafce nocnej. Robiłam notatki i uczyłam się znaków żeglugowych. Pojawiły się pytania, co zabrać na wyprawę, co jest niezbędne, a bez czego mogę  się obyć. Kiedy okazało się, że wyzwanie stało się faktem, pojawił się strach. Kilka dni z rzędu śniła mi się Wisła. Fale, ja w kajaku – koszmar. Budziłam się z  pytaniem, czy  zwariowałam, czy sobie poradzę, bo to jest przecież  duży wysiłek fizyczny, kilkanaście godzin codziennie spędzonych w kajaku. Z kolegą analizowaliśmy  wszystkie aspekty wyprawy, a szczególnie te w kontekście bezpieczeństwa na rzece. Stwierdziliśmy, że nic na siłę, po prostu zaczynamy spływ i nie zamierzamy nikomu, ani sobie niczego udowadniać. Chcemy po prostu poznać Wisłę, przy zachowaniu zdrowego rozsądku i dbałości o nasze zdrowie i życie. Wisła okazała się być zmienną. Raz była łaskawą damą z promiennym uśmiechem na twarzy, czasem jednak zachmurzona. Pokazała, że to Ona rządzi, a nie człowiek i miewa złe dni.

Uważam, że każda rzeka ma swój charakter, temperament.

Który na pewno należy respektować. A kiedy zamykasz oczy, jakie przygody, miejsca, zdarzenia widzisz?

W podróży zdarzają się oczywiście różne sytuacje i tak np.będąc we Włoszech na urlopie, na przejażdżce rowerowej w okolicach Gatteo w prowincji Forli-Cesena, zupełnie przez przypadek, bo to miejsce zupełnie odosobnione i nieczęsto odwiedzane,  przekroczyłam historyczną rzekę Rubicon. Stanowiła ona granicę wytyczoną pomiędzy  Italią a Galią Przedalpejską w czasach republiki rzymskiej, którą w 49  r. p. n .e., w tym samym miejscu przekroczył Gajusz Juliusz Cezar,  z tą różnicą, że ja w celach pokojowych.

Już na peryferiach Krakowa zauważyliśmy, że na lewym brzegu Wisły dzieje się coś niepokojącego. Początkowo myśleliśmy, że ryba, ale po chwili  okazało się, że to pies, który  wpadł  do wody i  silny nurt rzeki sprawił, że nie był już w stanie dopłynąć do brzegu. Ruszyliśmy na pomoc. Udało  się, dociągnęliśmy psa do brzegu, gdzie czekała na niego zrozpaczona młoda właścicielka, pogrążona we łzach. Piesek okazał się być w zaawansowanym wieku i niewiele brakowało, by rzeka zabrała go do psiego nieba. To był nasz drugi dzień  spływu Wisłą. Na Wiśle spotykaliśmy bardzo wielu sympatycznych, pomocnych ludzi i tak na przykład za Puławami – u Rafała skorzystałam z prysznica, w Kępie Bielańskiej pan Jarosław przetransportował przyczepką nasze kajaki do miejsca noclegowego, bo by dopłynąć do jego domu trzeba było wpłynąć z Wisły pod prąd w rzekę Radomkę, w której niestety zabrakło wody. W Nowym Dworze  Mazowieckim z Wisły ( 511 km) wpłynęliśmy do  Narwi, by po 400 metrach płynięcia pod prąd móc skorzystać z noclegu w  bazie kajakowej Piotra Dylewskiego, który nas serdecznie ugościł. Równie sympatycznie było w  porcie w Sandomierzu czy w marinie we Włocławku. To są drobne, ale bezcenne wspomnienia.

Z pewnością z radością się do nich wraca. A teraz pytanie z tych egzystencjalnych. O jakiej rzeczywistości marzysz?

Widzę świat otwarty, bez konfliktów, pozbawiony  rasizmu, ksenofobii, świat tolerancyjny, gdzie każdy znajdzie dla siebie miejsce. Marzą mi się kolejne wyprawy rowerowe, kajakowe. Jeden urlop się kończy, a ja planuję kolejne wyprawy. Nie lubię biernego odpoczynku, szkoda mi na to czasu, tyle pięknych miejsc czeka na mnie.

Pasję zwiedzania, odkrywania nieznanego zaszczepili we mnie rodzice, dlatego też nie wyobrażam sobie życia bez możliwości podróżowania.

Kuszą mnie nieznane kraje, lądy, ale nie rezygnuję z możliwości poznawania przede wszystkim Polski, w tym naszych pięknych okolic.

Zatem romantyczka, czy realistka? Co jest Ci bliższe?

Jestem realistą i bliżej mi do nich, niż do romantyków, jednak jak napisał w jednej ze swoich piosenek Janusz Kofta: “żeby coś  się zdarzyło, żeby mogło się zdarzyć trzeba marzyć”. Zatem marzę i realizuję na miarę możliwości i to daje mi radość.

A bez czego nie wyobrażasz sobie dziś życia? Co jest Ci niezbędne jak powietrze? 

Byłabym bardzo nieszczęśliwa, gdybym nie mogła jeździć na rowerze, pływać kajakiem, chodzić po górach. Aktywne spędzanie czasu, poznawanie nowych miejsc to moje drugie ja. By odpocząć, potrzebuję kontaktu z przyrodą – męczy mnie zgiełk, tłok, unikam dużych grup ludzi.

Niektórzy stereotypowo twierdzą, że jak kobieta to na pewno pomalowane paznokcie, zadbane hotele i byle z daleka od wszelkich niewygód. Piszę to oczywiście z przymrużeniem oka, bo sądzę, że przynajmniej w większości, współczesne społeczeństwo dalekie jest od takiego upraszczania, jednak skłania mnie to do pytania jaka jest Twoja definicja kobiecości?

To jest chyba dla mnie najtrudniejsze pytanie, bo nie patrzę na siebie przez pryzmat  swojej płci. Kiedy dorastałam, głęboko zakorzeniony stereotypowy model kobiety uwierał. Mogę nawet stwierdzić, że płeć w dzieciństwie  ograniczała moje pasje i zainteresowania – słyszałam czasem „dziewczynki tego nie robią, to nie dla ciebie”.

Oczywiście nie walczę z naturą, akceptuję  siebie jako kobietę, ale jeszcze raz podkreślam, nie myślę o sobie w takich  kategoriach. Myślę o sobie jako o człowieku, który chce żyć, realizując swoje  pasje i marzenia.

A co poza aktywną turystyką?

Lubię ciszę, spokój, roślinność. Sadzę ją gdzie się da. Od kilku lat wraz z przyjaciółmi – sąsiadami, bierzemy udział w konkursach na mikrogranty, które realizujemy na swoim osiedlu. Aktualnie rewitalizujemy teren wokół   przystanku autobusowego. Posadziliśmy już 102 rośliny.

Czyli zawsze aktywnie. Jestem przekonana, że wiele osób zainspirowało się Twoim kajakowym hobby. Jakie strony internetowe polecasz szukającym spływów kajakowych? Gdzie warto się udać, żeby rozpocząć swoją przygodę?

Przede wszystkim polecam firmę Krzysztofa Sobieszczyka  – Bajokajaki ze Złotowa. Wiele razy miałam przyjemność  korzystać z Jego usług i  muszę powiedzieć, że odznacza się profesjonalizmem i zaangażowaniem, zawsze uśmiechnięty i pomocny. Jeśli chcesz zorganizować  spływ – dzwoń do Krzysztofa. Szukasz przygody i chcesz nauczyć swoje dzieci survivalowego życia dzwoń do Piotra Króla, który ma swoją bazę w Wąsoszkach. Chcesz pływać w Poznaniu –  szukaj  naszej olimpijki Izabeli Dylewskiej, a w Nowym Dworze Mazowieckim jej brata – Piotra Dylewskiego. Piła ciągle jednak nie docenia, że leży nad piękną Gwdą. Martwi to, że pobudowane mariny w Pile i Ujściu są zamknięte. Pomosty na Gwdzie nie są dostosowane do kajaków – a szkoda, bo można byłoby te dwie funkcje  – przystanku dla tramwaju wodnego i pomostu dla kajaków, połączyć. Ma nadzieję, że w najbliższej przyszłości się to zmieni.

Dziękuję Asiu za rozmowę. Życzę Ci jeszcze wielu kajakowych przygód. 

Dziękuję serdecznie.

Myślę, że nie zaprzeczycie, to była spora dawka motywacji! Wszelkie wymówki bo niewygodnie, padato się nie uda przy Joannie Perlicjan jakby bledną 😉 Jeśli macie jeszcze wolne miejsce w wakacyjnym (i nie tylko) kalendarzu, to być może, po przeczytaniu tej rozmowy zapragniecie zaznać kajakowego wytchnienia. Ja polecam serdecznie. Nie pożałujecie, a całkiem możliwe, że będziecie chcieć więcej. Do zobaczenia na rzece! 🙂

 

Wszystkie zdjęcia pochodzą z tegorocznej wyprawy po Wiśle.

 

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *