Przed Wami koreańska powieść, w której trudne przeplata się z ciepłem wobec tego co bezbronne. Fala bezwzględnej krytyki miesza z potrzebą bycia wysłuchanym. Bo coś, co dla jednej osoby jest istnym trzęsieniem ziemi, dla drugiej może być nic nie znaczącym epizodem, a nawet żyjąc można czuć się martwym w środku. Szukajcie jej na targach książki, których aktualnie wiele i tutaj.

“Dobre ucho”

Kim Hye-jin

przekład: Dominika Chybowska – Jang 

Wydawnictwo Kwiaty Orientu

Oto bezgranicznie szczera historia Im Hae-su, szanowanej terapeutki pracującej w klinice od dziesięciu lat, która wraz z mężem Tae-ju planowała wyremontować ceglany dom. Obecność ukochanego stała się dla niej oczywistością, rutyną, której przecież nic zmienić nie może. A jednak życie, nie pytając o zgodę, tworzy swoje labirynty zdarzeń, w których próbuje zgubić człowieka. Pozornie zwyczajny dzień, sytuacja jakich wiele, zmieniają wszystko w okamgnieniu. Hae-su, po pobieżnym przeczytaniu skryptu, komentuje w programie telewizyjnym zachowanie średniej klasy aktora. Wypowiedziane słowa, nieoczekiwanie, zaciskają się na niej niczym kajdany. Na aktora wylewa się jad i mężczyzna w krótkim czasie popełnia samobójstwo. Machina zniszczenia rusza i nie ma żadnych skrupułów.

Media społecznościowe buchają nienawiścią wobec terapeutki, nie zważając na zadawaną krzywdę. Zarzucają, że to Hae-su jest odpowiedzialna za śmierć. Prześmiewcze memy i hejterskie opinie stają się bluszczem, a zapadające decyzje, bez wysłuchania tej, której przyklejono etykietę “winna”, niosą nieodwracalne skutki. Osąd wnika w życie uczuciowe, społeczne i zawodowe kobiety. Robi się ciasno, duszno i gorycz wlewa w każdą szczelinę. Nikt nie pyta o intencje, nie szuka wyjaśnień, a raz zasiane plotki, pomówienia, oskarżenia zaczynają nabierać rozpędu. Rozpętana afera, jak kula śnieżna, odbiera kobiecie wszystko co najcenniejsze, a niesione brzemię nie daje szansy na odkupienie. Przyszłość, którą miało się z kimś dzielić, zaczyna być pozbawiona nadziei.

Bohaterka zamyka się w matni, wiodąc życie bez wyrazu, które równie dobrze mogłoby należeć do kogoś innego. Bo jak nigdy wcześniej, “czuje się osaczona. Uwięziona pośród niezliczonych słów; nieskończenie mnożących się, zmieniających i nakładających na siebie znaczeń oraz kontekstów. Gubi się w meandrach swego rodzimego języka, gdzie nic nie jest jednoznaczne. Chyba musiałaby nauczyć się nowej mowy. Gdyby tylko znała inny język, być może udałoby jej się znaleźć odpowiednie słowa, by zbić je w zupełnie obce wyrażenia i za ich pomocą zaprzeczyć, wyrwać się z potrzasku.”. Ukojenie stara się znaleźć w pisanych listach, które nie wiadomo czy trafią kiedyś do adresatów. Czy rzeczywiście zasłużyła na wydany na nią wyrok? Czy działała z premedytacją? A może stała się ofiarą systemu, który za wszelką cenę musi znaleźć winowajcę? Mówi się, że czas rany leczy, bywa jednak i tak, że nie pozwala zapomnieć o błędach. Wspomnienia wiercą dziurę w duszy, tylko czy coś jest w stanie ją zasklepić?

Na grunt kruchej codzienności Hae-su, w której brakuje czegokolwiek na czym mogłaby się oprzeć, wkracza dziewięcioletnia dziewczynka i opuszczone koty, które nie poradzą sobie same. Wystawiona na ludzką krytykę, sama przyciąga do siebie stworzenia narażone na ciosy okrucieństwa i to właśnie dziecięce uczucia oraz kocia nieporadność, paradoksalnie, odbudowują utracone siły. Niepostrzeżenie staje się komuś potrzebna, choć lokalna społeczność często nie spogląda na nią łaskawym okiem. Bohaterka nawiązuje relacje, które wgłębiając się w nie coraz bardziej, odsłaniają swoje, nie zawsze świetliste, tajemnice. Do czego prowadzi dławiąca człowieka irytacja i poniżanie? Czy długotrwałe poczucie osamotnienia i odrzucenia zawsze sprawi, że czara goryczy się przeleje?

Otrzymujemy tu wielopłaszczyznowe studium człowieka, bo choć jest prostolinijnie, to wnikamy w najgłębsze zakamarki egzystencji i każdy z nas odczytać w nich może co innego. Ta warstwowa emocjonalność była przez Autorkę zamierzona, bo chciała by czytelnik mógł dostrzec całą paletę barw, zamiast spłaszczać zaistniałe zdarzenia i wciskać je wyłącznie w ramy czerni i bieli. Nie wszystko ma ostro zarysowane kontury i da się skategoryzować. Może nawet nic nie jest takie jakim się wydaje, choć stygmatyzacja tak lekko fruwa między ludźmi. Język, choć bez stylistycznej ekwilibrystyki, przenosi nas w prozę dnia, ale i w refleksje o tym, co liczy się w życiu najbardziej i czy w tłumie łatwo jest pozostać sobą. Do końca. Dotykamy fundamentów.

Sięgnijcie po tę opowieść o tym, że tak łatwo jest kogoś skreślić, a tak trudno chcieć zrozumieć. Że to co było może doszczętnie wyniszczać jednego, drugiego pozostawiając obojętnym. O nienawiści, która nigdy nie szepcze dobrych rozwiązań, współczesnej sile przekazu medialnego i różnych obliczach prawdy. O tym, że słowa mogą pogrążać, ale i ocalać, a czasem to cisza mówi więcej niż one. Wreszcie o tym, że ostatecznie wystarczy prosty stolik, by znowu zacząć układać siebie, złociste zwierzę z czerwoną plamą na czole, różowym noskiem i główką wielkości pięści może scalić najbardziej potłuczony sens, a po żadnej burzy nie jest za późno na nowy początek.

Daje do myślenia. Porusza i budzi pytania.

A z oddali dochodzi płacz cykad. Świat toczy się dalej, na nikogo nie czekając…

***Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Kwiaty Orientu***

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *