Jest kilka miejsc w Polsce, o których marzę skrycie, bo dotrzeć jeszcze nie było mi dane. By spacerować ich uliczkami, zajrzeć co za rogiem historii się kryje i pod dachem epok minionych. Poczuć smaki, zapachy, a szczególnie emocje, danej przestrzeni przypisane. Bo i miasta mają swoją duszę oraz temperament, tylko im właściwy. Jedną z tych destynacji jest Zamość, który wciąż we mnie krąży, puka do myśli, a dzięki owej książce, która swą premierę właśnie miała, na godzin kilka, przeniosłam się w czasoprzestrzeni. Nagle ja – pośrodku XVII wieku i zamojskich zakamarków stanęłam. Ach, co to była za podróż! I zwiewna, ale i po grudzie. Gorzka, choć i słodyczy skosztowałam. Jak w życiu, wznoszenie się i opadanie. Na wieczorne spotkania, by rąbek fabularyzowanej przeszłości odsłonić.
“Zamojski złotnik”
Monika Rzepiela
Wydawnictwo Szara Godzina
Saga Polska
Dowiedziałam się tu wiele, a to że Zamojski do Zamościa przywiódł Ormian, Greków, Włochów, Żydów sefardyjskich, by miastu dać się rozrastać. A to o handlu ze Wschodem i niepowtarzalnych orientalnych towarach, jak jedwabie, kobierce, czy broń. Kanwą opowieści są jednak międzyludzkie relacje, a te zawsze poplątane i tajemnic naręcza niosą. Nie inaczej było i tym literackim razem.
“Dantyszek, dzięki zdobytej edukacji, uważał, że należy zachowywać stoicki spokój przy zawirowaniach fortuny. Wiadomo, fortuna zawsze ma dwa oblicza: szczęścia bądź nieszczęścia. Zarówno więc w szczęściu, jak i nieszczęściu trzeba zachować dystans, który gwarantowała życiowa mądrość. Patrycjusz wierzył, że rozumem można wszystko wytłumaczyć, a tymczasem śmierć Urszuli zupełnie go ogłuszyła. Nie był na to przygotowany. To, w co dotychczas wierzył, legło w gruzach.”
“Spokój i mądrość nie mogły wyjaśnić, dlaczego Bóg postanowił zabrać do siebie najmłodszą córeczkę. Było mu niezwykle ciężko i sam pragnął umrzeć. Tak się jednak nie stało. Pan Bóg trzymał go przy życiu, chociaż on nie widział w nim sensu. W dniu pogrzebu pomimo wielkiej boleści nie płakał; łzy wydawały mu się czymś trywialnym w porównaniu z tym, co czuł w sercu. Wystarczyło, że Aurelia łkała i ocierała oczy. Ból Dantyszka można było dostrzec w jego spojrzeniu: mrocznym, pełnym męki i bezgranicznego smutku.”
Zajrzyjcie do środka…
Spacerując po zamojskich alejkach, patrycjusza – złotnika Bartłomieja Polibiusza Dantyszka, poznałam, który w materialne zbytki opływa. W końcu złoto zawsze w cenie i najbardziej nobilitowanych (choć powiedzmy sobie szczerze, bogatych przede wszystkim) się trzyma. W swym fachu profesjonalista, z żoną domowy przybytek prowadzi i dziećmi poszczycić się może. Jednak to ukochana o ich słuszne wychowanie dba szczególnie, bo złotnik od przyjemności życia nie stroni. A rodzicielstwo przecież czasu wymaga, którego Dantyszek deficyty odczuwa. Z własnej winy wyłącznie, zdaniem moim skromnym, bo urokom dnia codziennego ulega bez oporu. Czy któryś z potomków przejmie ojcowskie zamiłowania, a może budowana kariera w zapomnienie odejdzie?
Syn Rafał w Akademii Zamojskiej w arkana medycyny wkracza. Mądry, ale uczynny także. Siostrze Magdalenie nauk udziela i nie tylko łacinę, lecz i geografię przed nią odsłania. Dziewczyna na temat studiów się rozmarza, choć wie, że żeńskiej części nie są dostępne. Anna muzyczne talenty skrywa i na lutni grała przepięknie, zmysły subtelnie poruszając. A więc na córki, wydawać by się mogło ideały chodzące, przychodzi moment odpowiedni by rodziny przykładne zakładać. Pierworodny Korneliusz, mimo malarskiego talentu, z niego rezygnuje. Do cechu wstępuje i ojcowskie dzieło, kontynuować raczy, a jedno spojrzenie wystarczy by rozpalić go bez zwątpienia. Dzieje się tu niemało. A i do innych domów zaglądamy, bo Serafinowiczów, Hausnerów oraz Roztoczańskich odwiedzamy.
Czy to wszystko za sielsko nie brzmi? Nie uwiera czytelnika tu i ówdzie? Bo jak to tak, bez skazy żyć da się? Nie da, mili moi i zawsze coś, co utopię burzy zdarzyć się musi. I tu zdarza się niejedno. A to relacje małżeńskie wcale nie takie jak je oczy ludzkie widzą, włoskie uczucie do Giovanniego i enigmatycznego gościa przybycie (skąd on i po co?), ferment siejące. A to ludzie z sądu ławniczego po sprawiedliwość przychodzą. Wreszcie na jaw przeszłość niechlubna wychodzi i domaga się zadośćuczynień, pokut i rekompensat. Czy jednak coś da się naprawić jeszcze, a może echo minionego odmienia przyszłość bezpowrotnie?
“Panny w koszulach przeszły do kuchni, gdzie stała duża balia z ciepłą wodą. Najpierw Sylwia, jako starsza, zanurzyła się aż po szyję, zaplótłszy wcześniej wokół głowy warkocz ze swych brązowych włosów. Gdy dziewczyna się wymoczyła, przyszła kolej na Delię. Ta nie zażywała kąpieli tak długo, gdyż woda zdążyła już wystygnąć. Ponadto obie musiały przystroić się do śniadania, a to zajmowało trochę czasu. Ubrane w letniki tabinowe, uczesane z pomocą pokojówki w wysokie koki z wstążkami i przystrojone biżuterią zasiadły *przy stole. Stary Serafinowicz i jego małżonka, Ormianie z pochodzenia, w milczeniu spożywali poranny posiłek składający się z zupy z soczewicy i kaszy bulgur oraz lawasza.”
Wielowątkowa to powieść, w której przelotne spotkania stają się tymi, które odmieniają bieg wydarzeń. Czasem uspokajają wzburzone morza uczuć, innym razem prawdziwe sztormy wywołują. Są miłości nowe i te całkiem byłe, a nawet cień kryminalnych wątków tych stronic nie ominie. Doświadczymy namiętności wichrów, bezwzględności zarazy i niewierności kaleczącej niczym ostrze. Są tu życia i śmierci. Majątki, wydziedziczenia i dzieciństwa trudne. Motyw drukarni i książek, szczególnie mi bliski. A i arszenik stanie się powieści bohaterem. Miejskość, ze swoim zgiełkiem, miesza się z koszami pełnymi czereśni, pasiekami miodem nabrzmiałymi i lipami kwitnącymi wiosennością. Sinusoida egzystencji, nieustanna.
Ta rodzinna saga, na wskroś polskością przesiąknięta, zabiera nas w codzienność mieszkańców Zamościa z ich bolączkami, radościami i sekretami przeszłości, a każdy jakieś niesie ze sobą. Niejednokrotnie do korzeni człowieka sięgamy, które nieskazitelną prawdę wyrażają. Znaczna ilość bohaterów, o całej palecie charakterów, i ich wzajemnych powiązań sprawia, że lektura nie jest jednostajna, ale liczne warstwy skrywa, które mogą zaskoczyć czytelnika. Nie spodziewajcie się więc oczywistości, bo choć i te znajdziecie, to i oczy będziecie przecierać ze zdumienia.
Intrygująco i trafnie oddany tu został aspekt ról społecznych, w którym kobieta niejednokrotnie czuła się jak “zabandażowana kukła”. Patriarchat nie pozwalał na edukację, wybór małżonka, czy zawodową realizację. Nikt nie pytał o zdanie, a i karanie się zdarzyło. Jednak kobieca natura i niepokorność kryje, która wielokrotnie światło dzienne tu ujrzy.
“W komnacie panował zaduch. Okna z gomółkami były zatrzaśnięte, gdyż Łucja Wasilewska obawiała się nocnego powietrza. Tuż obok łóżka, na którym leżała, stała zapalona świeca. Łucja nie spała. Jej ciężki oddech świadczył o poważnej chorobie. Nie miała złudzeń,          że rak, na którego zapadła, wkrótce pozbawi ją życia. Nie miała też złudzeń co do tego, że drugi mąż, Bruno Wasilewski, pozbawi Fabiana, syna z pierwszego małżeństwa, schedy po niej. Nigdy nie ukrywał, że nie lubi chłopaka, a właściwie nie krył się z tym od dnia ślubu z bogatą mieszczką, jaką była Łucja Lisowska z domu Hausner.”
“Och, jak żałowała, że po śmierci Jana Lisowskiego wyszła powtórnie za mąż za Wasilewskiego, który był wdowcem z dwójką bliźniaków. Mąż, który przeprowadził się do zamieszkiwanej przez nią kamienicy, nie ukrywał, że faworyzuje tylko swoich synów. Gdyby nie jej zdecydowana postawa, biłby i głodził pasierba. Nagle drzwi do komnaty się uchyliły. Łucja resztkami sił uniosła się na łokciu i z ulgą stwierdziła, że do sypialni wszedł Fabian. Szybko wysunęła ku niemu ręce i przyciągnąwszy syna do siebie, złożyła na jego czole pocałunek.”
Jest tu garść historii i jeszcze więcej obyczajowości, a i romans, kryminał, czy dramat Was tu ugoszczą. Warstwa lingwistyczna stylizowana na język epoki, choć umiarkowanie, stąd i imiona tak urokliwe jak Wirydianna, Delia, Helena, czy Rozalia, ale i Jeremiasz, Fabian, Ursinus się pojawiają. Jest przystępnie i nie ma przesytu nieużywanymi współcześnie zwrotami, a przypisy wyjaśniają, to co może budzić wątpliwości. Ciekawy podział na rozdziały, odnoszące się przede wszystkim do poszczególnych postaci, wprowadza przejrzystość i klarowność, dlatego mimo krętych ścieżek, nie pogubimy się na drukowanych kartach.
Czytało się raczej lekko, choć czasem i krew burząc, raz gładko, innym razem chcąc zmienić bieg wydarzeń z perspektywy fotela.  Zaskoczyła tym, że tak wciąga w plecione przez siebie losy, bo choć lat temu wiele, to i dziś podobne między ludźmi się zdarza.
_______________________
Jeżeli bliskie są Wam takie polskie klimaty, to książkę znajdziecie tutaj

2 komentarze

Skomentuj Monika Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *