Wyobraź sobie, że masz pięć lat. Stoisz na środku dużej, kolorowej sali. Otacza się gromadka innych pięciolatków, a przestrzeń wypełniają zabawki. Są małe krzesełka i stoliki, są piłki i lalki. Jest głośno, a wszystko wydaje się takie duże i nieodkryte. Przypomina Ci to coś? Tak, jesteś znowu w przedszkolu. Ktoś chce bawić się samochodem, który Ty akurat wziąłeś do ręki, a pani przedszkolanka przypomina o odkładaniu rzeczy na swoje miejsce. O wyznaczonej porze wszyscy kładą się spać, a szklanka mleka to nieodłączny element każdego dnia. Życie ma swój stały rytm, co daje poczucie bezpieczeństwa. To tam uczyliśmy się pierwszych zasad społecznych interakcji, poznawaliśmy świat z każdej jego strony i chłonęliśmy życiowe mądrości, które wtedy wydawały się po prostu zwykłą codziennością przedszkolaka. Dlatego dziś (z całego serca) polecam Wam wspaniałą książkę Wszystkiego, co naprawdę muszę wiedzieć, dowiedziałem się w przedszkolu autorstwa Roberta Fulghuma, Wydawnictwa Mamania (a znajdziecie ją tutaj: książka). Naprawdę warto ją przeczytać!
                                           

 

Autor: Robert Fulghum

Tytuł: Wszystkiego, co naprawdę muszę wiedzieć, dowiedziałem się w przedszkolu

Gatunek: literatura piękna /opowiadania

Typ okładki: miękka

Wydawca: Mamania

Liczba stron: 270

To zbiór krótkich esejów, które są jak misterna mozaika. O wszystkim, ale na pewno nie o niczym. Dla każdego. Przekrój tematów jest bardzo szeroki. Znajdziemy przepiękny, utkany słowami portret Matki Teresy z Kalkuty, ale również opowieść o najlepszych sznyclach i grabieniu jesiennych liści w ogrodzie. Jest o praniu, pająkach i zabawie w chowanego, ale również o dobrym Samarytaninie, IX symfonii Beethovena i Aniołach, a to wszystko w nawiązaniu do tego co liczy się naprawdę. Każdy obraz poruszał we mnie inną strunę. Jeśli pojawiła się w Was myśl, że to może książka infantylna (bo przedszkole, dzieciństwo i zabawa) – nic bardziej mylnego. Dawno nie czytałam pozycji, która w tak nieoczywisty sposób dotyka tematów ważnych, potrzebnych, ostatecznych. Sądzę nawet, że gdybyśmy naprawdę zrozumieli i przyjęli przedstawione w niej prawdy to Ty i ja zawsze zachowywalibyśmy pogodę ducha, a poczucie szczęścia nigdy by nas nie opuszczało. Bo liczą się właśnie te codzienne sprawy, kartki z napisem “kofam ciem” (wszystkie skrzętnie przechowywane w “Lepkiej pace”), wskoczenie do kałuży zamiast krzywego spojrzenia, spuszczenie z tonu zamiast sztywnego trzymania się reguł, po to by pomóc głuchoniememu chłopcu. Robert Fulghum, pastor z dystansem do siebie, otwiera nasze oczy. Bez zbytniego nadęcia przywraca nam właściwe miejsce i koi oddech. Otula prostotą, a przy tym jest jak przyjaciel, na którego widok bezwiednie pojawia się uśmiech.
“Mądrość nie czekała wcale na ostatnim roku studiów, ale w piaskownicy.
Oto lista rzeczy, których się nauczyłem:
Dziel się wszystkim.
Graj uczciwie.
Nie wolno bić innych.
Jeśli coś znajdziesz odłóż to na miejsce.
Sprzątaj po sobie.
Nie zabieraj cudzych rzeczy.
Umyj ręce przed jedzeniem.
Spuszczaj wodę w ubikacji.
Jedz ciepłe ciastka z zimnym mlekiem – są dobre dla ludzi.
Dbaj o zachowanie równowagi – każdego dnia po trochu ucz się rozmyślaj, rysuj i maluj, tańcz i śpiewaj, baw się i pracuj.
Ucinaj sobie popołudniową drzemkę.
Kiedy wyruszasz poznawać świat, uważaj na drodze, podaj komuś dłoń i już jej nie puszczaj.
Zachowaj podziw dla świata. Wyobraź sobie ziarenko fasoli na wilgotnej wacie: Korzenie rosną w dół, reszta rośliny w górę, nikt nie wie, dlaczego tak się dzieje, ale wszyscy działamy podobnie.
Złote rybki, chomiki, białe myszki i małe nasionka – wszystkie w końcu umierają. My także.” fragment książki
Pozycja tak wdzięczna, że chce się do niej wciąż wracać i wracać. Ja odłożyłam na później tak banalne sprawy jak położenie się spać o rozsądnej porze, byle tylko nie rozstawać się z nią nawet na moment. Każde opowiadanie jest jak skrawek życiowej mądrości zamknięty w miniaturowym pudełku-niespodziance (a ja takie niespodzianki po prostu uwielbiam!).

 

“Eliasz Schwartz […] jest sto czterdziestym piątym wcieleniem Haiho Lamy. […] Po raz pierwszy wpadłem na to, kiedy zaniosłem do generalnego remontu moje sfatygowane sportowe buty. Eliasz Schwartz obejrzał je niezwykle starannie. Po czym z żalem stwierdził, że nie nadają się do reparacji. […] Kiedy wieczorem w domu otworzyłem paczkę, znalazłem w każdym bucie baton czekoladowy zawinięty w pergamin i karteczkę. Na karteczce było napisane: “To, czego nie warto robić, niewarte jest dobrej roboty. Proszę, niech pan się nad tym zastanowi. Eliasz Schwartz”. fragment książki

Książka została wydana w 1988 r., a wciąż jest zaskakująco świeża i “na czasie”. Uaktualniono ją po 25 latach. Przetłumaczona na 31 języków w aż 103 krajach. Aż 17 milionów sprzedanych egzemplarzy. Nominowana do nagrody Grammy. Zazwyczaj takie newsy nie robią na mnie większego wrażenia. Myślę sobie, chwyt marketingowy, to nie świadczy o jakości książki, a nawet czasem mimowolnie mnie odpycha. Bo za dużo, zbyt przytłaczająco. Tym razem jest inaczej, bo rozumiem jej wyjątkowość i słusznie, że trafiła w tyle dłoni i do tylu domów.
Język jest prosty, ale przede wszystkim dowcipny, a momentami nawet sarkastyczny co sprawia, że nie mamy do czynienia z przesłodzonymi obrazkami z dziecięcej książeczki, w której wszystko się układa, a każdy żyje długo i szczęśliwie. Są tu autentyczni ludzie (a skoro tak to przecież nie idealni) i sytuacje, w których nie wszystko jest zawsze tak jak być powinno. A może właśnie tak ma być? Może to ma swój sens?
Te kilkadziesiąt opowiadań przypomina, że zabrnęliśmy zbyt daleko w “dorosłym” sposobie  patrzenia na przestrzeń wokół nas, na drugiego człowieka i sprawy, które się dzieją i dziać się będą. Czujesz czasem, że tracisz spontaniczność, przestajesz wierzyć w szczerość i beztroskę? A często wcale nie potrzeba skomplikowanych słów, intratnych stanowisk i złotych interesów, które są jak maska, zakrywająca prawdę, bo czasem wszystko czego nam trzeba to wrócić do przedszkola.
                                           
                                               
Tę książkę warto dawać. Wysyłać w świat. Dzielić się nią. Kupować na prezent. Zostawić na ławce w parku lub w metrze. Dlaczego? Bo choć nie zatrzymuje upływającego czasu i nie odwraca biegu wydarzeń to przynosi bezinteresowne dobro, autentyczny spokój i wyrównuje puls, a tego brakuje nam dziś tak bardzo jak wolności w czasie pandemii.
A czego Wy nauczyliście się w przedszkolu?
                               

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *