Nie wiem, czy już wiecie, ale daleko mi do lekkich romansów na jeden wieczór 🙂 Rozumiem każdego kto chce się rozerwać, oderwać, zapomnieć i stracić dech w piersiach choć na moment, ale nam jest po prostu jakoś nie po drodze. Nie porywają, brakuje iskier i tego czegoś co przyciągnie na dłużej. Choć staram się jak mogę nie nastawiać z góry to pozytywnych zaskoczeń w tej kwestii doświadczam naprawdę niewielu. Jeśli chodzi o serię książek, o której dziś chcę Wam powiedzieć – Projekt Rosie, Efekt Rosie i Finał Rosie, autorstwa Graeme Simsion, Wydawnictwa Media Rodzina (które znajdziecie tutaj: seria książek) to właśnie mogłoby się wydawać, że mamy do czynienia z typową komedią romantyczną, a jednak tak nie jest. Fakt, na jej określenie możemy użyć zarówno zwrotu komedia, jak i romantyczna (choć adekwatny zestaw słów musiałby być dużo szerszy), to niewątpliwie określenie typowa dalekie jest od rzeczywistości (na szczęście 😉 ) I już na wstępie chcę Wam wyjaśnić dlaczego, bo właśnie “to” sprawia, że te lekkie książki nabierają innego smaku. Jak mdła potrawa, do której dodamy szczyptę soli.

Autor: Simsion Graeme

Okładka: Miękka

Kategoria: Literatura piękna, komedia romantyczna

Wydawnictwo: Media Rodzina

Tytuł: Projekt Rosie (tom 1)

Liczba stron: 320

Tytuł: Efekt Rosie (tom 2)

Liczba stron: 440

Tytuł: Finał Rosie (tom 3)

Liczba stron: 432

Poznaliście kiedyś osobę z zespołem Aspergera? Ja tak. Nie bójcie się, to osoby takie same jak my, ale też zupełnie inne (czyli jak każdy człowiek nie będący nami 😉 ) Może bardziej poukładane, racjonalne, stawiające logikę wysoko w hierarchii i nie zawsze idealnie odnajdujące się w skomplikowanych sieciach interakcji społecznych (ale kto nie ma z tym kłopotu?), ale również pragnące uczucia i odnalezienia swojego miejsca na ziemi. Główny bohater –  Don Tillmann to profesor genetyki na uczelni w Melbourne w Australii. Mężczyzna zbliżający się do czterdziestki, wysportowany, inteligentny, a jakby tego było mało jest również człowiekiem z zespołem na A. Bezwzględnie perfekcyjny, ze szczegółowym planem dotyczącym nawet wyjścia po bułki do pobliskiego sklepu (czy przesadzam?). Niewątpliwie typ poukładany w kosteczkę, ale mam wrażenie, że potrzebujący jak powietrza wprowadzenia odrobiny rozgardiaszu w swoje życie. Dlatego lepszym tytułem dla pierwszego tomu cyklu byłby moim zdaniem “Projekt Żona”. Dlaczego? Bo kto bardziej efektywnie (a jednocześnie efektownie, tak, tak drogie koleżanki) potrafi wywrócić męski świat do góry nogami? 😉  Sama mam w tym niezłe doświadczenie 😉 Don chce znaleźć miłość, albo mówiąc precyzyjniej kobietę, którą mógłby poślubić. Nic prostszego. Opracowuje metodę, która pozwoli mu wyłonić kandydatkę najlepszą z najlepszych. Kwestionariusz, 16-stronnicowy, zawierający pytania o stosunek do palenia papierosów, spóźniania się, preferencje żywieniowe i przebyte choroby. Czy może być bardziej romantyczny sposób? Do tego każde odchylenie traktowane jest niemal jak dyskwalifikacja, dlatego można mieć wątpliwości czy akceptowalna kobieta w ogóle istnieje. Zupełnie niespodziewanie (ale jednak wcale nie przypadkowo) pojawia się Rosie. Pracuje w barze, papierosy i alkohol nie są jej obce, a spóźnianie się to jedna z jej życiowych pasji. Kandydatka idealna 😉 W tej części Don odkrywa przede wszystkim, że naukowe (ale także  perfekcjonistyczne) podejście wcale nie pomaga w poznaniu tej jedynej osoby na całe życie, bo to miłość musi znaleźć nas sama. Czy Donowi uda się ukryć przed uczuciem pod opasłymi księgami wypełnionymi teoriami z dziedziny genetyki? A może wcale nie będzie miał ochoty się chować? Tego si ę właśnie dowiecie w Projekcie Rosie. Zapowiada się ciekawie.

“Uważam, że zwykle podejmuję rozsądniejsze decyzje niż inni ludzie, ale i mnie zdarzają się błędy. Jesteśmy genetycznie zaprogramowani, żeby odpowiadać na bodźce w najbliższym otoczeniu. Reakcja na wieloaspektowe problemy, które trudno jednoznacznie zidentyfikować, wymaga użycia logiki i rozumu – narzędzi o mniejszej sile sprawczej niż instynkt.” Fragment książki Projekt Rosie

Dalej mamy Efekt Rosie. I znowu właściwym tytułem powinien być tu “Projekt Dziecko” 😉 , ale w efekcie może na jedno wychodzi. Bohaterowie przeprowadzają się do Nowego Jorku, gdzie wynajmują mieszkanie na Brooklynie. I nagle…ciąża. Don z pewnością dopuszczał taką możliwość (a może w ogóle o tym nie myślał?). Jednak kiedy staje przed faktem dokonanym ogarnia go jedno. Panika. Co zwycięży? Ucieczka czy stawienie czoła nowej sytuacji? Tym bardziej, że problemy w jego życiu się nawarstwiają, zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym, a pan Asperger wcale tego nie ułatwia. Do tego kompulsywne studiowanie książki o położnictwie i ginekologii, zapoznawanie się z każdym filmem dotyczącym tego tematu, a nawet projektowanie najbezpieczniejszego wózka świata doprowadza Rosie do szaleństwa. Don czuje na sobie ciężar, tylko czy niczym atleta będzie w stanie unieść tę życiową sztangę? Druga część serii to istna feeria emocji. To rodzicielskie zmagania obficie dostarczane przez Hudsona i proces wychodzenia z małżeńskiego kryzysu, małymi krokami, ale zawsze na przód. 

I dotarliśmy do finału, a skoro tak to nie mogło zabraknąć Finału Rosie (tym razem pozostawię tytuł w należytym spokoju 😉 ) Kto ma dzieci ten wie, że małe dzieci mały kłopot, a duże…Niewątpliwie jest coś z prawny w tej przekazywanej z pokolenia na pokolenie ludowej mądrości i choć nie stanowi ona odkrycia naukowego na jakąkolwiek skalę, to jednak nagroda Nobla należy się temu, kto wymyśli działanie matematyczne i za jego pomocą przeciwności młodzieńczego wieku po prostu raz na zawsze rozwiąże. Gdyby relacje międzyludzkie były jednak tak nieskomplikowane…to nie byłoby zbyt prosto? Po ponad dziesięciu latach cała rodzina wraca do Australii, co z kolei jest zupełnie niekompatybilne z planem Hudsona (plan ma tu znaczenie kluczowe – niedaleko pada jabłko od jabłoni), który przeżywa szkolne trudności i kompletnie nie wychodzi mu dostosowywanie się do otoczenia. Pocieszający jest fakt, że Don ma bogate doświadczenie w tym zakresie i na pewno (hmm…) będzie w stanie pomóc synowi. A czy nie jest to problem, z którym część osób, poczynając od okresu dziecięcego musi się zmierzyć? Wykluczenie, bycie dziwakiem, uprzedzenia budowane w domu i w szkole. Jest tu niewątpliwie jeszcze wiele do zrobienia. I wierzę, że ja jako rodzic, Ty jako ciocia, przyjaciel, dziadek w znacznej mierze za to odpowiadamy. Podwijam więc rękawy i chcę zrobić co w mojej mocy. Inność w tym świecie nie zawsze jest łatwa, ale szacunek, troska i wsparcie nie powinny zależeć od naszych poglądów. Spójrzcie, niby komedia romantyczna, a dotarliśmy do tak ważnych i poważnych tematów. 

“Dlaczego ludzie tak nisko cenią czas innych osób? Już wiedziałem, że nie unikniemy pogaduszki, a mogłem zostać w domu kwadrans dłużej i poćwiczyć aikido.” cytat z książki Projekt Rosie

Na pewno to seria pełna humoru, dlatego uśmiechniecie się przy niej (a może nawet wybuchniecie śmiechem) nie raz. Ostrzegam, mogą pojawić się również łzy, wzruszenia, bezsilności, obaw. Lekka, ale z przesłaniem wagi ciężkiej. Ciepła, ale nie pozbawiona chłodnego spojrzenia. Z naukowym zacięciem, ale przede wszystkim naturalnością bohaterów, która sprawia, że z chęcią wypilibyśmy z nimi kawę (Donie i Rosie, wpadajcie!). Akcja wciąż się dzieje, biegnie, zatrzymuje tylko na moment, więc trzeba jej dorównać tempa. Na nudę tu narzekać nie można. Inteligentna. Uniwersalna, bo wypełniona znaczeniami, które kryją się między słowami. Książki polecam czytać w kolejności, wtedy na pewno nie pogubimy się w tej wielowątkowej przestrzeni. 

Bo wiecie, warto mieć w życiu projekt, ale nie przywiązywać się do niego zbyt mocno, bo efekt może nas zaskoczyć i być daleki od naszych wyobrażeń. Najważniejszy jest jednak finał, więc już tu i teraz zróbmy wszystko żeby był najpiękniejszy z możliwych, nawet jeśli zupełnie nie pasujący do planu.

A Wy lubicie komedie romantyczne?

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *