Każdy z nas marzy już o spakowaniu walizek i wypadzie za miasto lub wpatrywaniu się w spienione fale. Byle zrobić krok w stronę normalności, wolności, podróży. Wziąć głębszy oddech. Nam udało się w ostatnim czasie chłonąć nadmorski klimat, co w cudowny sposób naładowało nasze życiowe akumulatory. Od razu chce się więcej. Przy takiej okazji, w wyjątkowych okolicznościach przyrody, nie mogło zabraknąć lektury, dlatego wybrał się z nami Demian autorstwa niemieckiego noblisty – Hermanna Hesse, Wydawnictwa Media Rodzina. Czytałam, że to pozycja pasjonująca, intrygująca, ale w rzeczywistości nie miałam pojęcia co to właściwie znaczy, bo przecież odbiór literackich wypraw to rzecz bardzo indywidualna. Sięgnęłam, przeczytałam, przeżyłam tę książkę. Dla mnie jest jak morze. Pełna niepokoju i bezkresu. Tajemnicza. Raz tętniąca ciszą, ale zazwyczaj wzburzona i nieodgadniona. Niosąca na falach emocje, które wznoszą się, by za moment upaść w czeluść wody. Bliżej jej do traktatu filozoficznego lub wnikliwego studium psychologicznego niż do typowej literatury pięknej, jak zwykło się ją klasyfikować. Tak, bez wątpienia wymyka się standardom swojego gatunku, co sprawia że jest nietuzinkowa. Sama fabuła, co zaskoczyło mnie samą, miała dla mnie znaczenie poboczne, bo tyle działo się w samym bohaterze, że ciekawość odkrywania jego osobowości wzbierała we mnie z każdą stroną. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, bo niewątpliwie spokój nie gra tu głównej roli.
Autor: Hermann Hesse
Gatunek: literatura piękna
Typ okładki: okładka twarda
Wydawca: Media Rodzina
Ilość stron: 254
Przekornie tę czytelniczą przygodę zaczęłabym jednak od końca. Posłowie Wydawcy do Demiana (2012) autorstwa Volkera Michels’a rzuca zupełnie inne światło na całą powieść, która bez niego może wydawać się niezrozumiała, oderwana od jakiegokolwiek kontekstu, a jednak nie można pominąć faktu, że to I wojna światowa, przypięcie Hesse’mu łatki zdrajcy własnego narodu (o zgrozo z powodu jego pacyfistycznych poglądów) i utrata nadziei na zmi any, która skutkowała podjęciem przez autora psychoterapii, odcisnęły na niej swoje piętno. Nie mogąc się narażać Hesse zaczął tworzyć pod pseudonimem Emil Sinclair, pod którym pierwotnie Demian został wydany. Ta garść informacji wziętych wprost z życia Hermanna Hesse’go czyni książkę bardziej autentyczną, nabiera charakteru intymnego wyznani. Autor staje się nam przez to dużo bliższy i bardziej ludzki, a treść nie tylko uniwersalna, ale przede wszystkim osobista.
Sinclair – dla mnie główny bohater, choć wydawać by się mogło, że jest nim tytułowy Demian, dokonuje retrospekcji. Powraca do okresu swojego dzieciństwa, które wyłącznie pozornie wydaje się typowym życiem chłopca z małego miasteczka, wypełnionym znudzeniem i sennością. Mimo iż jego dziecięce problemy sprawiają wrażenie bardzo przyziemnych, bo już na wstępie mamy do czynienia z nękaniem przez szkolnego kolegę – Kromera i związaną z tym burzą odczuć, urastającą do rangi huraganu, to jednak kryje się za nimi dużo więcej. Gdy pojawia się niezwykły Max Demian wszystko zdaje się zmienić bieg. Odtąd już nic nie będzie zwyczajne i małomiasteczkowe. Rozpoczynają się poszukiwania sensu życia i podróż wgłąb ludzkiej natury. Jest miejsce na pragnienia, próba odkrywania własnej tożsamości, żądze i miłosne uniesienia. Książka pokazuje, że nikt z nas nie jest idealny, a zło nieustannie o nas zabiega. Hesse nawiązuje tu do własnego dzieciństwa, czas niełatwego, które za radą terapeuty próbuje zrekonstruować. Demian jest swoistą próbą poradzenia sobie z traumatycznymi wydarzeniami. Wiele jest w niej odniesień do religii (wskazują na to już tytuły rozdziałów), która nie została przedstawiona tu w sposób jednoznaczny, nieustannej walki dobra ze złem. Jest tu ciemna część ludzkiej duszy, która popychana jest do amoralności, bogata symbolika (ptak wykluwający się z jaja) i posługiwanie się snami jako nośnikami wewnętrznych dylematów to ważny element pozycji, ale też wiara w wartość jednostki i jej siłę sprawczą. To powieść – pytanie.
„Nie wiedziałem, że świat ten potrafi być jeszcze taki piękny. Przywykłem do wewnętrznego jedynie, własnego życia i pogodziłem się już z tą myślą, że utraciłem w istocie zdolność odczuwania życia zewnętrznego, że utrata tych połyskliwych barw łączy się nieustannie z utratą dzieciństwa, a swobodę i męską dojrzałość własnej duszy okupić trzeba niejako rezygnacją z owych blasków i uroków. Lecz teraz stwierdziłem z zachwytem, iż wszystko to było jedynie przez pewien czas przytłoczone i przyciemnione, że można kto jako wyzwolone i rezygnujący z dziecięcego szczęścia oglądać promienny świat i przeżywać jeszcze raz wzruszenia lat dziecięcych. ” Fragment książki
Na docenienie zasługuje język utworu ze swoją dbałością o wszelkie stylistyczne detale. Piękny, czysty, nieskazitelny i pełen metaforycznych znaczeń. Literatura małych rozmiarów, ale bez wątpienia wysokich lotów. Pomimo iż książkę uznałabym za lekturę skomplikowaną i trudną, bo dotykającą tematów dojrzałych, nurtujących całe pokolenia, ludzkość, to jednak jej forma i zamknięcie tych treści we wspomnienia i przeżycia Sinclaira sprawiło, że czytało się ją lekko i szybko. Po prostu ją pochłaniałam. Sunęłam po stronach, choć wprowadzała mnie w stan nieustannego napięcia. Nie ma tu zbędnych słów, bohaterów, spotkań. W tym zakresie jest to powieść minimalistyczna. Każda postać, zdanie, obraz mają głębokie znaczenie. Swoje drugie dno, co czyni ją wielowarstwową i pozwalającą nieustannie coś odkrywać. Z tej z kolei strony jest więc utworem maksymalistycznym.
To po prostu książka – morze. Unosi na swoich niespokojnych falach, mąci wodę, pieni się, piętrzy, a wszytko w nadziei na lepsze jutro, na oświecenie człowieka. Tylko czy ono nadejdzie?
Z pewnością do zobaczenia Hermannie Hesse. dziękuję za ten niezwykły rejs.
Z dorobku literackiego Hermanna Hessego zmierzyłam się z „Wilkiem stepowym” ( 1927) i „Grą szklanych paciorków” (1943). Nie jest to proza, którą czyta się jednym tchem. To literatura wymagająca skupienia, zajrzenia w głąb siebie. Autor stawia wiele pytań egzystencjalnych – czy na wszystkie znajdujemy odpowiedź zależy od własnej interpretacji, postrzegania świata, światopoglądu …..
Cieszę się, że sięgnęłaś po klasykę. Wśród nowości literackich na pewno jest wiele „perełek”, ale jakość trudno je wyłuskać. Ja ostatnio też odnajduję się w dziełach literackich ( po części za sprawą wznowienia wydań ). Właśnie skończyłam „Wiek niewinności” Edith Wharton i „Szkarłatną literę ” Nathaniel Hawthorne. Obie książki zostały zekranizowane i filmy są warte obejrzenia, to dla mnie, jednak książka zawiera pełniejsze obrazy i na dłużej pozostawia ślad w pamięci.
Dziękuję za wartościowy komentarz 🙂 Warto odkrywać na nowo klasykę, a to spotkanie z Hermannem Hesse nie jest z pewnością ostatnim.