Z radością przedstawiamy Wam bliżej nasz poruszający patronat, który siedemnastego września miał swoją premierę. Na jesienną nostalgię będzie idealny, zapewniamy. Jednak nie martwcie się i krzty nadziei w nim nie zabraknie, a może i da się wskrzesić ją całą, kto wie… Bo czym byłaby rzeczywistość bez nadziei? Zapraszamy Was serdecznie w tę przejmującą podróż!
***Współpraca recenzencka z Wydawnictwem Szara Godzina***
Książkę znajdziecie: tutaj
“Po tamtej stronie rzeki”
Ewa Szymańska
Wydawnictwo Szara Godzina
Ruszamy do Borycina na Podlasiu. A tam zatoczka nad rzeką, co wiele widziała. A tam pachnąca młodością Bogumiła, dwudziestego pierwszego dnia września 1912 roku, urodzona z Wincentego i Adeli. A tam Szymon w remizie, starszy od niej o lat dziesięć i jego zaledwie dwie morgi ziemi oraz dwie izby. Czy to wystarczy by kochać i zgodę na małżeństwo uzyskać? Czy jednak materialne zabezpieczenie to mur, którego nie da się przebić? Jak się kolejny raz okazuje, miłość nie liczy lat i pieniędzy, a ich ślub, pomimo niechęci rodziców młodziutkiej panny, zaskakuje wszystkich. Dzieliło ich tak dużo, a jednak połączyło więcej jeszcze. Bo tak to jest z uczuciami, że swoimi ścieżkami chadzają i wolność cenią ponad miarę. Nie ulegajmy jednak temu obrazowi, który w różowych barwach się jawi, bo los swoimi farbami maluje rzeczywistość…
A potem pierwsza bomba w buraczanym polu, będąca tylko zapowiedzią kolejnych. Wściekłe oczy wojny, które litości nie znają i dotychczasowe życie, któremu rytm wytyczała zwyczajność, spokój, obowiązki, przekreślają w okamgnieniu. Przynoszą też dylematy, bo czy piąty potomek, na którego czekają małżonkowie, to błogosławieństwo czy największe serca drżenie? Przyszłość niczym domek z kart, pozbawiona zostaje fundamentów i w posadach się chwieje.
Na szczęście zdarzają się jeszcze odruchy serca, bo arystokratka Roża Przyłuska i bieliznę, i pościele daje, nie oczekując niczego w zamian, w których zostaje tajemnicza fotografia ukryta z wizerunkiem pewnego Zygmunta. Kim jest mężczyzna? To się jeszcze okaże i duże znaczenie mieć będzie. Bóg więc zapłać, Bóg Wam zapłać, bo arystokratka chce, a nie musi. Wszystko zaczyna się toczyć niczym śnieżna kula, bo plądrowanie, strach, a i śmierć nie zważa na życie, które na świat się pcha. Do tego wypędzenie sióstr misjonarek Świętej Rodziny, rekwirowanie mienia, restrykcje. Napięcie narasta, a ludność na duchu podupada. Wydawałoby się, że za dużo by unieść, a to dopiero preludium do terroru, który miał nastąpić. Dalej aresztowania, deportacje, okrucieństwo. Trudne to były czasy, których emocji nikt nie chciałby doświadczać. Tu jednak w nie wkraczamy, jesteśmy w nich cali i przeżywamy sobą. A wtedy proste “mleka ci do chleba zagrzeję”, może być najwyższą formą kochania i poczucia bezpieczeństwa. Wiecie jak to jest, małe gesty mogą tak dużo.
Szymon spotyka ludzi wielu. Jeden z nich, niby szczurek, a ciarki po krzyżu aż przechodzą od spojrzenia. Na wszystko uważać trzeba i już nie wiadomo, komu ufać można. Kto swój, a kto tylko ranę by zadał znienacka. Pęcznieją podteksty w wypowiedziach, lęk przed egzekucjami, stratą egzystencji, która jeszcze do marzeń się wyrywa. Wreszcie Szymon obejmuje przewodnictwo w borycińskim kołchozie, co mile widziane we wsi nie jest. Czy ma jednak inne wyjście? A może wojna rządzi się swoimi prawami?
Bliscy znikają i brak wieści od nich, dręczy duszę. Ludzkie niegodziwości przestają znać pojęcie jakichkolwiek granic, samoloty bez skrępowania nad głowami świdrują. Stawianie życia na szali staje się normą, a potem furtka na jednym zawiasie aż boli i czarne myśli jak wrony się gromadzą. Może jeszcze kiedyś wyjdzie słońce, może…Trzeba wierzyć, żeby się nie poddać.
Krok za krokiem wnikamy także w relacje małżeńskie Bogusi i Szymona, bo jak aktualne jest to, że nie zawsze łatwo, gładko i bez problemów. Że związek może usychać i podlewania wymaga, przez obie strony. Ciężko o tym pamiętać, gdy świat się wali na głowę.
Oskarżenia o najgorsze szerzą się, nie mając pokrycia. Szymon rozpływa się w powietrzu i domniemaną śmierć mu wróżą. Gdzie jesteś mężu, krzyczy w rozpaczy Bogusia i jak ja sama dam radę z kilkorgiem dzieci? Jak?
Czasem pozostaje czekać, tylko czekać, bo nic więcej zrobić się nie da i każdy trop może dawać nadzieję. Sczerniały od wilgoci kapelusz staje się tu światełkiem w tunelu. Bo gdy zło się czai na każdym kroku to maleńkie rzeczy nabierają wielkiego znaczenia. To szybko zasunięty rygiel czy dziki skowyt psa mogą ocalić.
To powieść o strachu i nie poddawaniu się. O czasach bałaganu, niedoinformowania, bezwzględności i radzenie sobie w czasach chaosu. O upadkach i powstawaniach. To powieść o traceniu wszystkiego, ale i odbudowywaniu, w tym edukacji ważącej złote ruble i sadzonki pomidorów. Otrzymujemy żywy obraz mieszkańców Podlasia, którym towarzyszymy od wybuchu wojny, przez radziecką i niemiecką okupację, aż po pierwsze powojenne lata w komunistycznej Polsce.
Co można zrobić z cudzym smutkiem, jeśli ze swoim poradzić sobie nie można? Raz czerwcowy świt pachnie jaśminem i tartakiem, a innym razem eksplozja odbiera dobytek cały. Tak tu się bycie toczy, ale czy kiedyś wszystko wróci do normy? Czy warto jeszcze wierzyć, że wróci się do domu? I jakie tajemnice ujrzą światło dzienne, ocalając? Nie odpowiemy Wam, wyruszcie tą drogą sami…Warto ją przebyć, by wrócić bogatszym.