Są takie ludzkie historie, które wykraczają poza czas, przestrzeń i kontekst, w którym były osadzone. Życia, które nawet długo po swoim końcu, wywierają wpływ na wiele innych żyć, kształtując je i wzbogacając. Są takie osobowości, które przecierają szlaki i stają się początkiem nowego. Myślenia, perspektywy, podejścia. Często nierozumiane i poddawane krytyce. Są takie historie, a jedną z nich jest opowieść o Marii Montessori. Kobiecie silnej, wypełnionej po brzegi uważnością na małego człowieka. Z pewnością wielu z Was spotkało się z metodą Montessori. Słyszymy o niej w przedszkolach i szkołach, czytamy w książkach i na ulotkach, jednak jak wielu zna twarz kobiety, która odważyła się na tę rewolucję pedagogiczną? Kobiety, której wizerunek dopiero po jej śmierci znalazł się na banknocie o wartości tysiąca lirów. Ilu wie jaka droga, wyzwania i przeciwności za nią się kryją? I o tym jest książka, którą chcę dziś Wam polecić.“Maria Montessori. Historia aktualna”, którą miałam przyjemność przeczytać dzięki Wydawnictwu Mamania, obchodzącemu w tym roku swoje 10 urodziny. Jeszcze wiele lat zarażajcie nas pasją czytania!

Tytuł: Maria Montessori. Historia aktualna.
Autor: Honegger Fresco Grazia
Liczba stron: 360
Wydawnictwo: Mamania

To biografia, która pochłania od pierwszych stron. Skrupulatna i pełna zwrotów akcji, kreowanych przez pisarza tworzącego fabuły najbardziej barwne i nieoczekiwane, samo życie. Z włoską mentalnością w tle. Momentami czułam, że jestem w Rzymie. Wędruję z Marią po wąskich uliczkach, jestem jej uczennicą, działam wspólnie z nią, odkrywam to co pozwala dzieciom rozwinąć skrzydła. I frunąć.

Maria Montessori urodziła się 31 sierpnia 1870 r., a więc dokładnie 150 lat temu. Wszystko zaczęło się od niewielkiej salki w ubogiej rzymskiej dzielnicy, a może jednak od książki opata Antonia Stoppaniego, która oczarowała Marię?

 

“W latach, w których Maria porządkuje doświadczenia (…), Freud bada sny i podświadomość, Klimt ożywia swoje niezwykłe obrazy (…), w Szwajcarii Einstein zaczyna mówić o teorii wzg lędności, we Francji Monet maluje Lilie wodne, a Picasso Panny z Awinionu, Proust bierze się za kompozycję W poszukiwaniu straconego czasu, a bracia Lumière wymyślają kino”.

Żyła w bardzo sformalizowanych czasach. W świecie hołdującym mężczyznom i skupiającym się na ich osiągnięciach, ona wymykała się hermetycznym zasadom. Była wtedy jedyną lekarką – kobietą w Rzymie. Doktorem medycyny i chirurgii, profesorem nauk przyrodniczych, choć jej pasją były dziedziny humanistyczne i pisanie. To wykształcenie, ale przede wszystkim postępowe myślenie i szerokie horyzonty, wyróżniały ją na tle żeńskiego grona, które nie było kojarzone z aktywnością, o prawie wypowiedzi na większość tematów nie wspominając. W tym obrazie nie można pominąć uczuć, bo i na miłość (nieszczęśliwą?) znalazło się miejsce w jej życiu, także tę macierzyńską, choć i tu wiele jest niedomówień (wynikających z niewiedzy, niezrozumienia?). Ocena często przychodzi nam zbyt szybko.

Podczas swojej pedagogicznej wędrówki Maria zaczyna fascynować się psychiatrią dziecięcą. Tematem trudnym, pomijanym, a jednocześnie tak potrzebującym głosu, zauważenia. Nie odnosicie wrażenia, że tak jest do dziś? To właśnie w szkole specjalnej zaczyna dostrzegać, że niektóre dzieciństwa się marnują, bo deptana jest indywidualna wrażliwość dziecka i to na nią kładzie nacisk szczególny. Nie wierzy, że nieszczęście może być nieuniknione, ale pokłada swoje nadzieje w małym człowieku, jego rozwoju i skarbnicy możliwości. Przygarnia do siebie nawet najtrudniejsze przypadki, a może te są jej szczególnie bliskie? Chce przywrócić dziecku i jego potrzebom miejsce w centrum. Edukacji, działania, w centrum życia, bo przecież jest to jego jedyne właściwe położenie. Słucha i patrzy. Działa.

“Maria zaczyna od pierwszego doświadczenia przy dei Marsi 58: dużej sali pracy (…).Przede wszystkim zajmuje się organizacją otoczenia: żadnych ław, ciężkich stołów czy ławek szkolnych, uznawanych przez nią za narzędzia tortur, pomyślane by uzyskać “bezruch dziecka”, ale (…) wprowadza urocze mebelki zbudowane nią miarę małych gości i tak lekkie, że dzieci same mogą je przestawiać według uznania.”


Istotę metody Montessori, choć to oczywiście spore uproszczenie, można zamknąć w dwóch zdaniach Marii: “Lekcja równa się doświadczenie”“Pomóż mi zrobić to samemu”. To jedne z najpiękniejszych słów, które jako matka chcę wcielać w swoje codzienne życie, w dzieciństwo mojego synka. Słów, z którymi jest mi tak bardzo po drodze i o których marzę, by stały się podstawą naszego systemu edukacji, czy to w szkole czy w domu.

“Kiedy (…) koleżanka dziennikarka przychodzi z wizytą, w jednej chwili dostrzega sens całego projektu pedagogicznego, który ma przed oczami i wykrzykuje: “Ależ to jest dom dziecięcy!” Nazwa pozostała…” 

Maria Montessori to kobieta nieoczywista. W nieustannym ruchu. Włochy, Paryż, Londyn, Hiszpania, Stany Zjednoczone, Indie, Cejlon. Brzmi niemal jak podróż dookoła świata. Wszędzie i w każdym pozostawiała swoje ślady istnienia. Doświadczała niedostatku, braku stałej pensji (i to mimo stanowiska wykładowcy na uniwersytecie), nieprzychylności. To wszystko jej nie złamało. Szła odważnie, widząc na horyzoncie swoje cele. Prawa kobiet. Godność dziecka. Oddana do ostatnich chwil.

 

Książka zaskakuje maksymalną precyzją. Detalami. Zachwyciła mnie dbałość o język oraz ogromne bogactwo bibliograficzne, które jest tak rozbudowane w dużej mierze dzięki prawnuczce Marii – Carolinie Montessori. Stanowi próbę przywrócenia Marii Montessori wizerunku klarownego, choć przy tak eklektycznej osobowości było to niewątpliwie nie lada wyzwanie. To również dążenie do odcięcia się od spekulacji i interpretacji, których wokół jej osoby nawarstwiło się tak wiele. Często niesprawiedliwych. Zafałszowanych.

Pisałam już, że nie jestem miłośniczką biografii? Tym razem pokonałam swój sceptycyzm. Poświęciłam kilka wieczorów, wyrywałam chwile przy gotowaniu obiadu i stojąc w kolejce do sklepu. Nie żałuję. To książka, która powinna znaleźć się w Waszych dłoniach, nie tylko ze względu na wyjątkowość metody edukacyjnej, którą stworzyła Maria, ale przede wszystkim przez przesłanie, które ze sobą niesie. Mnie przypomniała, że warto wykraczać poza czasy, standardy, stereotypy. Pomimo oporu, sprzeciwu i krzywych spojrzeń. Być ponad.

Opowieść o Marii Montessori nie jest zakończona. Ona wciąż się dzieje. To historia aktualna. Żywa, choćby we mnie, dlatego zabieram ze sobą jej słowa:

“Drzwi, które się zamykają są opatrznościowe, bo zawsze prowadzą do jakichś postępów”.

I tych drzwi, a przede wszystkim postępów, rozwoju, patrzenia w przód Wam i sobie życzę.

 

6 komentarzy

  1. Swobodny wybór..
    dziecka i czytelnika 🙂
    Zasady Montessori kojarzę, ale nie wiedziałem, że to wszystko za sprawą Pani Marii. Dopisana do listy zbadaj.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *